Hacking i wszystko wokół niego – Gdy liczą się sekundy

Tagi: Technologie i pojęcia | Klasyczne

27.6.2024 | 7 MIN

Hacking – funkcja, którą na pewno większość z was zna. Odciągasz koronkę zegarka do ostatniej pozycji i... klik... sekundnik wydaje się, że został zamrożony. Ale czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, dlaczego tak się dzieje? Jak to wszystko działa? I dlaczego mamy hacking w naszych zegarkach? Czy nie jest to po prostu kolejny, niepotrzebny obowiązek? To wszystko i wiele więcej postaram się wyjaśnić w dzisiejszym artykule.

Od czego to wszystko się zaczęło?

Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że największą potrzebę mierzenia czasu z dokładnością do sekundy odczuwali przede wszystkim żołnierze – zarówno na lądzie, jak i na wodzie. Piechota musiała korygować działania na lądzie, a siły powietrzne, wraz z marynarką wojenną, potrzebowały dokładnego czasu do nawigacji. Odchylenie o zaledwie 30 sekund mogło podobno spowodować różnicę nawigacyjną do 12 kilometrów... a jak inaczej temu zapobiec niż za pomocą zegarka z dokładnością do sekund.

"Fałszywy hacking" – Second Setting Watch

Aż do późnych lat dwudziestych ubiegłego wieku nie było jednak dostępnych takich zegarków, ponieważ żadna firma w tamtym czasie nie produkowała zegarków z funkcją hakowania (zwaną również „stop-second"). Pierwszym pionierem był Phiilips Van Horn Weems, oficer Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, który wynalazł tak zwany Second Setting – był on wyposażony w obrotową lunetę (również uważaną za pierwszą na świecie).

Ta luneta była oznaczona 60-stopniową skalą, a żołnierze mogli ustawić ją zgodnie z informacjami z radia okrętowego, a następnie śledzić ją w akcji. Firma Longines była szczególnie znana z produkcji tych zegarków, dostarczając je na przykład armii amerykańskiej. Były one produkowane w kilku wersjach, niektóre z dodatkowym "hamulcem" zapobiegającym przypadkowemu przekręceniu. Jednak te same zegarki były również produkowane przez takie firmy jak Omega, Jager-LeCoultre, Zenith czy Movado.

Zdroj: www.analogshift.com

Źródło: www.analogshift.com

W tym czasie na podobnej zasadzie powstało kilka innych typów zegarków. Najbardziej znanym przykładem jest zegarek kieszonkowy Waltham Vanguard, który został skomercjalizowany przez firmę Louis Levin and Sons pod koniec lat trzydziestych XX wieku, a później produkowany bezpośrednio przez Marynarkę Wojenną Stanów Zjednoczonych. Miały one subtarczę na godzinie 6 zmodyfikowaną tak, by poprzez dodanie koronki można byłą ją swobodnie obracać.

Zdroj: https://thespringbar.com

Źródło: https://thespringbar.com

Hacking, jaki znamy dzisiaj

Ten "prawdziwy" hacking, które wszyscy znamy z naszych dzisiejszych "mechanizmów", powstał gdzieś na początku lat czterdziestych XX wieku. Nie możemy powiedzieć na pewno, kto był pierwszy, ale zdecydowana większość zegarków z funkcją hackingu w tamtym czasie została stworzona tylko dla żołnierzy na polach II wojny światowej.

Ministerstwa obrony zaangażowanych wówczas krajów przyznawały duże kontrakty firmom zegarkowym. Z tej epoki możemy więc znaleźć wiele różnych modeli, które spełniały określone specyfikacje: hacking, prosta (i łatwa do odczytania) tarcza, zwiększona odporność na wstrząsy i wysoka dokładność (często na poziomie chronometrów).

Być może najbardziej znanym jest tak zwany A11, 32-milimetrowy zegarek z hackingiem, który jest często nazywany, bez przesady, zegarkiem, który wygrał wojnę. Był on produkowany zgodnie ze standardami armii amerykańskiej przez Elgin, Waltham i Bulova, której nazwa jest najczęściej słyszana w związku z A11.

Dziś Bulova produkuje model 96A282, który wiernie nawiązuje do tego historycznego modelu:

Zdroj: https://www.fratellowatches.com

Źródło: https://www.fratellowatches.com

6 NAJ: Zegarki "polowe" wojskowe (w przystępnej cenie)
27.11.2022
6 NAJ: Zegarki "polowe" wojskowe (w przystępnej cenie)

Innym przykładem może być tak zwany "Dirty Dozen", zegarek wyprodukowany przez 12 szwajcarskich marek na zlecenie brytyjskiego Ministerstwa Obrony. Zegarki te charakteryzowały się wodoszczelnością i wstrząsoodpornością, prostą czarną tarczą z cyframi arabskimi i subtarczą na godzinie szóstej. Swój przydomek zawdzięczają podobieństwu do filmu o tej samej nazwie, opowiadającego o 12 brytyjskich żołnierzach podczas II wojny światowej. Obecnie są one bardzo poszukiwane, a prawdziwym sukcesem kolekcjonera jest złowienie wszystkich 12 naraz.

Zdroj: www.montredo.com (The original Dirty Dozen (© Watches Of Knightsbridge)

Źródło: www.montredo.com (The original Dirty Dozen (© Watches Of Knightsbridge))

Po wojnie, funkcja/komplikacja hacking przyjęła się wśród "cywilnej" populacji i z czasem mogliśmy ją znaleźć w coraz większej liczbie modeli i marek. Przykładem może być rosyjski Sportivnye z warsztatów pierwszego moskiewskiego wyścigu, zegarek zapowiadany sportowcom, którzy dzięki hackingu mogli dokładnie mierzyć swoje wyniki.

Jak to działa?

Nie ma potrzeby długo rozwodzić się nad zegarkami kwarcowymi – tutaj, w rzeczywistości, kiedy wyciągasz koronkę, przerywasz obwód, uniemożliwiając baterii dostarczanie energii do mechanizmu. Zegarek przestaje mieć "paliwo" i zatrzymuje się. Ale jak hacking działa w przypadku zegarków mechanicznych?

W zegarkach mechanicznych znajdujemy zupełnie inną zasadę. Aby zatrzymać ruch wskazówki, musimy również zatrzymać serce – koło zamachowe, które nadaje rytm całemu mechanizmowi. To "zatrzymanie" odbywa się na podobnej zasadzie jak zatrzymanie klocków hamulcowych w rowerze. Pociągnięcie koronki do ostatniej pozycji przesuwa dźwignię, która normalnie siedzi luźno w mechanizmie. Ten ruch powoduje, że dźwignia wpada w koło zamachowe i zatrzymuje je za pomocą brutalnej siły (tarcia). Proste, prawda? Dlaczego więc nie mają tego wszystkie zegarki?

Moglibyśmy pomyśleć, że to kwestia ceny. Może to dodatkowa praca dla producenta, która tylko niepotrzebnie podniosłaby cenę zegarka... Ale jest wręcz przeciwnie – dziś hacking znajdziemy we wszystkich segmentach cenowych, markach i typach zegarków. Znajdziemy go w takich klasykach jak Seiko 4R35, ETA 2824-2 czy nawet w kalibrach znanego Rolexa.

Z drugiej strony brakuje go w niektórych modelach bardzo przystępnej cenowo i często używanej Miyoty (z warsztatu japońskiego Citizena), a także w topowych kalibrach, takich jak 4400 AS (z kultowego Vacheron Constantin 1921), Zenith El Primero 400 lub wszystkich kalibrach F. P. Journe, firmy założonej przez tytułowego zegarmistrza z francuskimi korzeniami, poświęconej najwyższej jakości i bez wątpienia luksusowemu "wysokiemu zegarmistrzostwu".

Zenith El Primero 400

Zenith El Primero 400

Sam François-Paul Journe wypowiedział się na ten temat. Dlatego też jego zdaniem funkcja hakowania jest niepożądana, gdyż wiąże się z dosłownym wbijaniem dźwigni w tę delikatną i bardzo ważną część kalibru. Jednocześnie mechanizm ten zajmuje miejsce, które można by wykorzystać na inne parametry chronometru, takie jak większa bezwładność".

Można więc powiedzieć, że to od nastawienia i opinii danej firmy zależy, czy wprowadzi ona funkcję hakowania do swoich zegarków, czy też nie, gdyż hakowanie, jak niemal wszystko w zegarmistrzostwie, ma swoje plusy i minusy.

Hacking dla wymagających –funkcja Zero Reset

Dla tych, którym hacking nie wystarcza, istnieje jeszcze jeden gadżet w różnorodnym świecie zegarmistrzostwa – funkcja "Zero Reset". Można ją znaleźć na przykład w zegarkach A. Lange & Söhne, a oprócz mechanizmu hackingu, który opisałem powyżej, zachodzi jeszcze jeden dodatkowy proces:

Sekundnik jest "resetowany" po wyciągnięciu koronki, podobnie jak w przypadku chronografu. Dzieje się tak, ponieważ gdy koronka jest wyciągana, dźwignia z młotkiem jest również przesuwana. Młotek ten oddziałuje następnie na krzywkę, która przesuwa sekundnik do pozycji zerowej. Po wyciągnięciu koronki wszystko wraca na swoje miejsce – krzywka i koło zamachowe są zwalniane, a sekundnik zaczyna "od początku".

Bonus na koniec – jak "zhakować" zegarek bez hackingu?

Niezależnie od tego, czy masz w domu Seiko starej generacji z kalibrem 7S25, F.P. Journe Chronomètre Holland and Holland czy stary Prim Traktor, nie musisz rozpaczać. Kalibry bez hackingu można "skonfigurować" w nieco inny sposób. Nazywa się to "backhacking". Odbywa się to poprzez wywarcie niewielkiego nacisku w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara – tak jakbyśmy chcieli cofnąć czas na zegarku. W tym momencie sekundnik zatrzymuje się (może lekko przeskoczyć do tyłu), a po zwolnieniu koronki uruchamia się ponownie.

Jednocześnie osobiście nie polecałbym tego nikomu. Cofanie nie jest zbyt "zdrowe" dla zegarka. Delikatny mechanizm zegarka został zaprojektowany do pracy tylko w jednym kierunku – do przodu. Podczas cofania zegarek jest nienaturalnie zmuszany do "cofania się". Jednak nie do tego zostały zaprojektowane zegarki i nie musi to pozytywnie wpływać na ich zdrowie.

Czy potrzebujemy dziś zegarka z funkcją hackingu?

Czy w ogóle potrzebujemy dziś zegarków z hackingiem? Większość z nas nie lata Boeingiem 737, nie steruje transatlantykiem ani nie siedzi codziennie w okopach... W rezultacie nawet ci ludzie używają dziś zupełnie innej, bardziej nowoczesnej technologii, a my, zwykli ludzie, patrzymy na nasze telefony komórkowe, gdy musimy znać absolutnie dokładny czas. Tak więc hacking jest, przynajmniej dla mnie, raczej przereklamowanym, ale z drugiej strony bardzo interesującym urozmaiceniem zegarków mechanicznych, których większość z nas, w tym ja, często szuka w zegarku.