Recenzja MeisterSinger Circularis – Mechanizm, który tyka przez 5 dni
Tagi: Recenzje | MeisterSinger | Męskie | Klasyczne | Tradycyjne
23.7.2024 | 4 MIN
Model MeisterSinger Mechanical Circularis przedstawia moje drugie spotkanie z zegarkami tej niemieckiej marki. Jest to egzemplarz z kolekcji Circularis, którą producent umieszcza w grupie modeli o nazwie Meisterstücke, w której znajdziemy zegarki posiadające np. wskaźnik faz księżyca czy też takie, które wydają dźwięk co godzinę.
Być może dlatego na pierwszy rzut oka nie jest do końca oczywiste, dlaczego ten konkretny zegarek, który nie jest wybitny pod względem wzornictwa, jest jednym z najlepszych, jakie firma ma do zaoferowania. Ale "arcydzieło" kryje się w środku. Zegarki Circularis wyposażone są w autorski mechanizm MSH01.
Historia i filozofia tej marki została już pięknie opisana w osobnym artykule, więc nie będę się tutaj zbytnio rozwodził. Krótko mówiąc, jest to dość młoda marka zegarków z Niemiec, której znakiem rozpoznawczym jest odmierzanie czasu za pomocą jednej długiej wskazówki.
Tarcza w tym zegarku nie jest ekstrawagancka, wręcz przeciwnie, jak w większości modeli, można powiedzieć, że jest raczej minimalistyczna. Jest ona szara, posiada naprawdę delikatny szlif "sunburst", a poszczególne cyfry są w kolorze miedzi. Co więcej, są one tłoczone, co wygląda bardzo dobrze.
Wskazówka jest biała i pięknie kontrastuje z ciemniejszą tarczą, dzięki czemu odczyt godziny jest przyjemny i bezproblemowy. Dodatkowo cała wskazówka i indeksy zegara są luminescencyjne. To miły bonus, ale w ciemności nie odczytasz dokładnej godziny, po prostu będziesz wiedział, że jest gdzieś między godziną 9 a 10.
Cała koperta zegarka wykonana jest z polerowanej stali nierdzewnej. Podoba mi się, że kształt stara się lekko podążać za kształtem ręki, więc nic nie wystaje, a zegarek nie koliduje z rękawami tak bardzo. To co chciałbym pochwalić, to koronka, która jest idealna do trzymania i łatwa w obsłudze. Średnica koperty wynosząca 43 mm nie jest wcale taka mała i na węższych nadgarstkach zegarek może odstawać.
Tarczę chroni wypukłe szafirowe szkiełko. Z tyłu, zakręcany dekielek oferuje widok na mechanizm. I jest to bardzo ładny widok.
To prowadzi nas do tego, co zrobiło na mnie największe wrażenie w tym zegarku, a jest to mechanizm. Nazywa się on MSH01. Napisałem powyżej, że jest to mechanizm in-house, ale szczerze mówiąc nie jestem pewien, czy to określenie ma zastosowanie w tym przypadku.
Mechanizmy te nie zostały wymyślone przez MeisterSinger, ale przez Synergies Horlogères, firmę zajmującą się opracowywaniem mechanizmów. Zaopatruje ona takie marki jak Fossil, Christopher Ward i Fortis. Ale to nie umniejsza jego piękna. Sklasyfikowałbym go jako premium pod względem jakości wykonania.
Cała mechanizm zdominowany jest przez dziwnie ukształtowany mostek, pod którym ukryta jest cała przekładnia. Daje on jedynie wgląd na dwie duże sprężyny. W poniższym akapicie postaram się w uproszczony sposób wyjaśnić ich funkcję.
Źródłem mocy napędzającej cały mechanizm zegarka jest sprężyna napędowa. Jest ona nawijana w bębnie. Kiedy zegarek jest nakręcany (ręcznie lub samonakręcający się), sprężyna jest nawijana w kierunku wału. W tym stanie ma tendencję do rozciągania się z powrotem do swojej pierwotnej pozycji, tworząc napięcie. Powoduje to obrót koła zębatego przez przekładnię sprężynową i ożywia maszynę.
Producenci często starali się w jakiś sposób wydłużyć czas, w którym sprężyna było w stanie dostarczać moc, wydłużając tym samym czas pracy zegarka. Rozwiązali to na przykład zmniejszając jej długość (7-dniowa IWC ma prawie 90 cm) lub zmniejszając częstotliwość zegarka (ETA i ich Powermatic 80). W tym przypadku rozwiązano to poprzez umieszczenie dwóch spręzyn w zegarku. Są one połączone szeregowo, co w prostych słowach oznacza, że najpierw maszyna jest napędzana jedną, a następnie drugą. Daje to przyzwoitą rezerwę mocy wynoszącą 120 godzin.
Byłem zainteresowany, aby zobaczyć, jak dokładność zegarka radzi sobie w ciągu pięciu dni i byłem bardzo mile zaskoczony. Przez pierwsze trzy dni zegarek pokazywał odczyty godne certyfikowanego chronometru i nieznacznie wyprzedzał (w granicach 10 s/d).
Czwartego dnia było już gorzej i zegarek zaczął zostawać w tyle. Piątego dnia, kiedy sprężyny były "na końcu swojej liny", odczyty były, co zrozumiałe, najgorsze. Ale! Tutaj jest wielka zaleta faktu, że zegarek ma tylko jedną wskazówkę, a zatem nawet jeśli zegarek nie jest już całkowicie dokładny, nie ma to większego wpływu na odczyt czasu. W praktyce można więc nakręcić zegarek w poniedziałek i nosić go spokojnie do piątku.
Dla tych, którzy nie chcą nakręcać zegarka ręcznie (w tym przypadku około 100 obrotów koronką), MeisterSinger oferuje zegarek z tym mechanizmem wyposażony w dodatkowy mechanizm samonakręcający i datownik.
Dla mnie jest to przezabawny zegarek wizytowy, który może na pierwszy rzut oka nie robi aż takiego wrażenia, ale oferuje ukrytą wartość w postaci ładnego, nietypowego mechanizmu o dobrej dokładności i dużej rezerwie chodu. To, co jednak nie każdemu może przypaść do gustu, to rozmiar zegarka. Albo jego główna domena, czyli wskazywanie czasu za pomocą jednej wskazówki, która zmusza do zwolnienia tempa i powrotu do chwili obecnej.
22.7.2024
Recenzja MeisterSinger Classic N°1 – Materiał dowodowy na to, że jedna wskazówka wystarczy
2.8.2024
Recenzja MeisterSinger Planet Earth – Cały świat jak na dłoni